Rosja testuje odporność państw NATO na działania poniżej progu wojny. Morze Bałtyckie staje się areną cichych, trudnych do wykrycia operacji, wymierzonych w infrastrukturę krytyczną. Choć nie padły otwarte oskarżenia, to przytoczone fakty i analizy nie pozostawiają złudzeń.
Podczas Bałtyckich Warsztatów Obronnych w Szczecinie, zorganizowanych przez Nobilis Media w ramach Security Forum Szczecin, odbył się panel zatytułowany: „Sytuacja wywiadowcza na Bałtyku i znaczenie świadomości sytuacyjnej w domenie morskiej”. Wystąpienie kmdr. Sebastiana Kalitowskiego z Maritime Security rzuciło światło na rosnące zagrożenia hybrydowe ze strony Federacji Rosyjskiej.
— Nie jesteśmy już bezpieczni, kiedy nic się nie dzieje. To stare podejście. Dziś jesteśmy niebezpieczni, choćby kiedy panuje pozorny spokój. Nasz przeciwnik działa metodycznie, latami budując zdolności wywiadowcze i sabotażowe, których efekty widzimy dopiero teraz. A Bałtyk, choć nie najniebezpieczniejszy, dołączył do grona akwenów szczególnego ryzyka – obok Morza Czarnego, Czerwonego i Południowochińskiego – mówił Kmdr Sebastian Kalitowski, Maritime Security.
Wielokrotnie w trakcie warsztatów powracał motyw „floty cieni” – jednostek, które przez wiele miesięcy przebywają w pobliżu polskich wód terytorialnych, wykonując podejrzane manewry, czasami z wyłączonymi transponderami AIS. Brak możliwości jednoznacznej atrybucji takich działań czyni je groźnymi.
— Statek handlowy daje ogromne możliwości operacyjne. Można nim sterować zdalnie, trudno przypisać mu działania o charakterze militarnym. A jeżeli jego kapitan powie, iż kotwica zerwała kabel podmorski przez przypadek? Nie mamy narzędzi, by to zweryfikować. To działanie poniżej progu wojny – ciche, skuteczne i trudne do wykrycia.
Prelegent wskazał również konkretne przypadki: np. sytuację z maja 2024 r., gdy jednostka przypłynęła nad kablem łączącym Polskę i Szwecję i przez kilka dni wykonywała manewry tuż nad jego przebiegiem. Zareagowano dopiero po kilku dniach, wysyłając jednostkę hydrograficzną.
Zdaniem eksperta, Rosja nie potrzebuje otwartej konfrontacji, aby osiągać swoje cele. Wystarczy chaos informacyjny i psychologiczny efekt niepewności. To strategia doskonale wpisująca się w tzw. doktrynę Gerasimowa, zakładającą użycie środków niemilitarnych do osiągania celów strategicznych.
— Rosjanie testują nie tylko nasze systemy ochrony, ale też cierpliwość i gotowość do reakcji… Nie chodzi o to, by coś rzeczywiście wysadzić, ale byśmy nie wiedzieli, co się dzieje. Jeden podejrzany manewr statku to nie incydent – to wiadomość. „Obserwujemy was. Sprawdzamy, co zrobicie”. Każda reakcja kosztuje – czas, zasoby, uwagę. To metoda, która rozciąga nasze systemy na granicy wytrzymałości.
Z dyskusji wyłaniał się jasny wniosek: zagrożenia asymetryczne wymagają nowych modeli reagowania i większej świadomości operacyjnej. Procedury, które sprawdzały się w czasie pokoju, mogą być dziś niewystarczające wobec przeciwnika, który działa nieregularnie, korzysta z narzędzi cywilnych i ukrywa się w gąszczu morskiego ruchu handlowego.
— Nasza przewaga technologiczna traci sens, jeżeli nie mamy świadomości sytuacyjnej… Dziś nie wystarczy mieć systemy monitoringu. Trzeba wiedzieć, co się naprawdę dzieje i jakie sygnały mogą świadczyć o zagrożeniu. Musimy wyciągać wnioski z każdego incydentu – nie po fakcie, ale natychmiast. Bo przeciwnik już to robi. On nie buduje – on działa.