Skarbówka sprawdzi, skąd biorą się rozbieżności między danymi z raportów a składanymi przez podatników deklaracjami – zapowiedziało Ministerstwo Finansów w komunikacie dotyczącym sprawozdań o internetowych transakcjach. I podkreśliło, iż handel w sieci „wymaga uwagi podatkowej”.
Przypomnijmy, iż do końca stycznia platformy internetowe, takie jak Allegro, OLX czy Vinted, musiały przesłać fiskusowi informacje o sprzedawcach, którzy przeprowadzili rocznie (chodzi o dane za 2023 i 2024 r.) przynajmniej 30 transakcji. A także o tych, którzy sprzedawali rzadziej, ale w sumie za więcej niż 2 tys. euro. Do raportów powinni trafić też ci, którzy za pośrednictwem platform internetowych wynajmowali nieruchomości, środki transportu czy świadczyli różne usługi. Taki obowiązek wynika z unijnej dyrektywy DAC7.
Jakie są efekty? Krajowa Administracja Skarbowa dostała raporty za 2023 i 2024 r. od 82 operatorów platform. Trafiło do nich ponad 177 tys. osób fizycznych oraz ponad 115 tys. innych podmiotów. Ministerstwo Finansów pochwaliło się też, iż do końca lutego administracje podatkowe państw UE oraz państw trzecich dokonały automatycznej wymiany informacji o sprzedawcach.
Co będzie dalej? „Raportowane przez operatorów platform dane poddawane będą analizom, mającym na celu m.in. identyfikowanie podmiotów, które nie dopełniają obowiązków wynikających z przepisów prawa podatkowego” – informuje Ministerstwo Finansów. Dodaje, iż KAS będzie prowadzić czynności związane ze zidentyfikowanymi rozbieżnościami pomiędzy danymi wynikającymi z raportowanych danych a deklaracjami składanymi przez podatników. Mówiąc prościej, ci, którzy zarabiają w sieci i nie rozliczają się z fiskusem, mogą spodziewać się, iż skarbówka się nimi zainteresuje.
O tym, iż taki może być efekt wdrożenia dyrektywy DAC7, pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” wielokrotnie (np. 29 stycznia). Przypominaliśmy, iż urzędnicy od wielu lat szukają w sieci ukrytych dochodów, przeczesują portale sprzedażowe, sprawdzają, co się dzieje w mediach społecznościowych. Teraz będzie im łatwiej, bo dostali wszystko na talerzu.
Trafienie do raportu to jednak jeszcze nie wyrok. Skarbówce zależy przede wszystkim na wyłapaniu tych, którzy prowadzą działalność na czarno. Dużo zależy od skali oraz okoliczności transakcji. Za przedsiębiorcę może być uznany ten, kto sprzedaje takie same rzeczy, współpracuje ze stałymi dostawcami, mocno się reklamuje. Fiskus może mu naliczyć zaległość w PIT (i uznać, iż powinien płacić VAT), a także nałożyć karę z kodeksu karnego skarbowego. jeżeli ktoś jednak pozbywa się tylko starych, prywatnych rzeczy, np. przeczytanych książek, używanego sprzętu sportowego czy ubrań po dzieciach, powinien spać spokojnie. choćby jak skarbówka postanowi go sprawdzić, łatwo się wytłumaczy, iż to sprzedaż prywatna, a nie działalność gospodarcza.
Czy taką prywatną sprzedaż trzeba obciążyć PIT? Z reguły nie. Wystarczy, iż minie pół roku od zakupu (termin ten liczy się od końca miesiąca, w którym nabyliśmy daną rzecz). A gdy sprzedamy szybciej? PIT nie będzie, jeżeli nic nie zarobiliśmy, czyli przychód jest mniejszy niż koszt (albo są równe). jeżeli zarobimy na transakcji, pozostaje nam kwota wolna od podatku, która wynosi 30 tys. zł dochodu rocznie (pamiętajmy jednak, iż sumujemy dochody z różnych źródeł rozliczanych według skali).